[z pracy magisterskiej]
Opisując rolę jaką odegrał czechosłowacki Kościół w procesie odsunięcia od władzy KPCz nieuchronnie nasuwa się porównanie do Kościoła polskiego, z którego wzór i inspirację czerpali liczni księża i wierzący nad Wełtawą. Przy takim porównaniu niewątpliwie nasuwa się konstatacja, że rola Kościoła w przemianach demokratycznych była znikoma, bądź nie dość aktywna, jednakże porównanie takie nie odzwierciedla w sposób wiarygodny rzeczywistości, gdyż nie uwzględnia specyficznych warunków, w jakich działał Kościół czechosłowacki, nie uwzględnia też różnicy w pozycji, jaką dzięki specyficznemu dziedzictwu historyczno-kulturowemu miał i ma polski Kościół w społeczeństwie. Abstrahując od takich porównań stwierdzić należy, że rola Kościoła w tych procesach była znaczna, a pewne inicjatywy Kościoła miały wielkie znaczenie, przede wszystkim moralne, i pomagały przełamać barierę strachu przed reżimem.
George Weigel opisując sytuację Kościoła w Czechosłowacji pod rządami komunistycznymi zatytułował swój rozdział „Smak popiołów”. Nawiązuje w ten sposób do beznadziejnej sytuacji, w której znajdował się Kościół Rzymsko-Katolicki[1] w kraju rządzonym przez neostalinowski reżim. Represje, prześladowania, więzienia, przymusowe roboty, szykany, zmuszanie do pracy fizycznej, zakaz wykonywania posługi kapłańskiej, terror – to przykład części środków, za pomocą których reżim niszczył strukturę Kościoła[2]. „Nie będzie dobrobytu, dopóki ostatni ksiądz nie zostanie ugodzony ostatnim kamieniem z ostatniego kościoła” brzmiał wzywający do nienawiści slogan na katolickiej Słowacji. Społeczeństwo ulegało laicyzacji i ateistycznej propagandzie, bądź po prostu było zastraszone – w latach osiemdziesiątych jedynie 3% spośród biorących ślub katolików odważyło się na ceremonię kościelną[3]. Księży na początku aresztowano, wysyłano na ciężkie roboty, głodzono w więzieniach; później przekupywano, internowano, zmuszano do emigracji, bądź jak późniejszego arcybiskupa Pragi Miroslava Vlka, który 15 lat mył okna, zmuszano do wykonywania poniżających prac fizycznych. Nie ulega wątpliwości, że spory procent wyświęcanych księży współpracowało, bądź po prostu było tajnymi agentami StB, liczni konformistycznie wstępowali do szeregów kolaboranckiej organizacji księży Pacem in terris. Już sam fakt istnienia tej organizacji, całkowicie sterowanej przez komunistów, napawał wierzących i niewierzących wstrętem, a rosnąca liczba „pax-terierów”, jak ich pogardliwie nazwało społeczeństwo, szkodziła reputacji i prestiżowi Kościoła jako całości. Organizacja Pacem in terris doprowadziła do swoistej schizofrenii wśród kleru, do prywatnej wojny w sercu każdego księdza: czy móc zdobyć materiały na budowę nowego kościoła, mieć możliwość prowadzenia katechezy wśród dzieci, czytać zagraniczną prasę specjalistyczną, czy pozostać wiernym własnemu sumieniu. Wielu dochodziło do przekonania, ze uczestnictwo w tej i podobnych organizacjach jest jedynym sposobem ocalenia Kościoła dla przyszłości[4].
Osłabienie i rozłam potęgowała polityka Watykanu wobec Kościoła czechosłowackiego[5], która była „próbą ustalenia modus non moriendi z komunistycznymi władzami Czechosłowacji”[6]. Polityka taka powodowana była troską o to, aby nie doszło do całkowitego wytępienia hierarchii kościelnej i życia liturgicznego. Dlatego wśród czterech biskupów-regentów mianowanych na mocy porozumienia pomiędzy Watykanem a Pragą, dwóch (Josef Vrána i Josef Feranec) należało do organizacji Pacem in terris, co wywołały ostry sprzeciw społeczeństwa i części kleru. Innym kompromisem Watykanu wobec komunistów było nakłanianie czechosłowackich władz kościelnych do likwidacji struktur Kościoła podziemnego, za co władze komunistyczne „zobowiązały” się do ograniczenia represji wobec księży. W ten sposób musiał na specjalne polecenie papieża zaprzestać nielegalnej posługi kapłańskiej „podziemny” biskup (a w „cywilu” m.in. mechanik naprawiający windy) Jan Chryzostom Korec. Niewątpliwie pod wpływem Ostpolitik Pawła VI, prymas Czech, František Tomášek, skrytykował tych katolików, którzy zaangażowali się w ruch Karty 77.
Lata osiemdziesiąte dla Kościoła w Czechosłowacji wspomniany badacz George Weigel opisuje, nawiązując do swojej metafory, jako powstawanie feniksa z popiołów. Jako przyczynę tego odrodzenia prestiżu i mocy oddziaływania na wiernych i na władzę, amerykański badacz podaje zmianę polityki Watykanu wobec Czechosłowacji za czasu pontyfikatu Jana Pawła II oraz przemianę postawy kardynała Františka Tomáška.
Nowy papież wzywający do odwagi, do obrony praw człowieka stał się oparciem dla walczącej części Kościoła w Czechosłowacji. Uczestnik ruchu Karta 77 i jeden z czołowych opozycjonistów – ks. Václav Malý zauważył:
„Widzieliśmy papieża w inny sposób, niż zdawali się go postrzegać niektórzy ludzie na Zachodzie. Od samego początku zorientowaliśmy się, że mamy w Rzymie kogoś, kto jest wzorem głębokiej wiary, zna komunistów, nie jest naiwny i broni nas. Papież odegrał niezwykłą rolę [w przygotowaniu rewolucji – przyp. George Weigel]”[7].
Doniosły wpływ na odrodzenie moralne Kościoła miała pielgrzymka papieska do Polski w 1979 r.
Kardynał F. Tomášek, który bojąc się rozłamu w Kościele i nie będąc pewnym poparcia wśród własnego duchowieństwa zachował neutralność wobec sytuacji politycznej w kraju, ściśle wypełniając założenia polityki Watykanu wobec Czechosłowacji za pontyfikatu papieża Pawła VI, za co był krytykowany przez radykalną część duchowieństwa. Postawa nowego papieża wpłynęła na zmianę poglądów, ale i też postawy moralnej kardynała. Starzejący się przywódca Kościoła w Czechosłowacji z wiekiem zajmował coraz bardziej nieprzejednaną pozycje wobec reżimu, aby w końcu stać się, obok V. Havla i A. Dubčeka jednym z głównych bohaterów „Rewolucji Aksamitnej”.
14 kwietnia 1985 około 1100 kapłanów zebrało się w świątyni w Velehradzie, aby wysłuchać odczytanego przez kardynała Tomáška listu, który do nich skierował Jan Paweł II. Papież zachęcał kapłanów, aby „w duchu św. Metodego szli nadal nieustraszenie ścieżką ewangelizacji i dawali świadectwo, nawet gdyby obecna sytuacja czyniła to zadanie uciążliwym, trudnym i pełnym goryczy”[8]. Aluzja do sytuacji politycznej była oczywista, podniesiony na duchu Kościół posiadający poparcie w Watykanie śmielej podniósł głowę. Msza w Velehradzie była uwerturą dla wydarzeń, które rozegrały się kilkadziesiąt dni później: w lipcu zebrało się na Velehradzie około 150 000 pielgrzymów, aby uczcić 1100 rocznice śmierci św. Metodego. Już sama liczba zgromadzonych w jednym miejscu ludzi mogła napawać ich nową, nieznaną dotąd siłą. Komuniści chcieli spróbować propagandowo wygrać te wydarzenia i przedstawić je jako manifestację pokojową, ale rozżaleni ludzie zaczęli wznosić hasła szokujące ówczesne władze: „my chcemy mszy, my chcemy papieża”. Po raz pierwszy od czasów „Praskiej Wiosny” udało zgromadzić się tyle ludzi w jednym miejscu bez pomocy przymusu i przez siły nie związane z KPCz. Były opozycjonista, Pawel Bratinka, sądzi, iż Velehrad był jednym z decydujących momentów, w których pewność siebie reżimu Husáka zaczęła się załamywać[9].
W latach 1988-1989 nikomu nieznany rolnik z Morawy, Pavel Navrátil, stał się jedną z czołowych postaci w Czechosłowacji – jego cicha walka z systemem, początkowo w obronie zniszczonego krzyża na jego polu, potem o przestrzeganie swobód religijnych, stała się walką całej Czechosłowacji w obronie religii i swobód obywatelskich. Jego petycja do władz obiegła cały kraj i została podpisana przez 600 000 osób. Niemała rolę odegrała postawa kardynała Tomáška, który wezwał wiernych do podpisania petycji Navrátila, gdyż: tchórzostwo i strach nie przystoją prawdziwemu chrześcijaninowi”[10]. Żadnej opozycyjnej petycji, nawet tym najbardziej znanym i głośnym nie udało się zebrać tak zawrotnej ilości podpisów, która świadczy o ogromnym potencjale politycznym, jaki drzemał w Kościele.
25 III 1988 odbyła się pokojowa demonstracja katolików nazwana „Bratysławskim Wielkim Piątkiem”. Jej organizatorem, który jak wielu katolickich działaczy na Słowacji nie mógł w niej uczestniczyć z powodu interwencji StB, był historyk František Mikolaško. Jego celem była demonstracja na bratysławskim placu Hvĕzdoslavovo przed słowackim Teatrem Narodowym, która miała na celu na celu wystosowanie do władz petycji w sprawie wolności religijnych i powoływania nowych biskupów. Odpowiedzią władz było brutalne rozpędzenie około 15 000 osób, pobicie zagranicznych ekip telewizyjnych. Reakcja władz ukazała ich ideologiczną klęskę i brak innych argumentów poza siłą. Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że „Bratysławski Wielki Piątek” nie był słowackim, katolickim preludium przed praskim, studenckim 17 listopada.
[1] Dla klarowności wykładu nie będę zajmował się rolą innych wyznań w procesie demokratyzacji i upadku komunizmu w Czechosłowacji.
[2] Boryszewski, P.: Kościół, którego nie było. Tajna działalność religijna w Czechosłowacji w latach 1949 – 1989, Warszawa, Wydawnictwo IFiS PAN 2002, s. 22–36, Rosenberg, T.: Kraje, w których straszy. Europa Środkowa w obliczu upiorów komunzmu, Poznań 1997.
[3] Ibidem, s. 224.
[4] Ibidem, s. 223.
[5] Więcej na temat sytuacji Kościoła katolickiego pod rządami komunistycznymi – Mackiewicz, J.: Watykan w cieniu czerwonej gwiazdy, Warszawa 1991.
[6] Ibidem, s. 226.
[7] Ibidem, s. 230.
[8] Ibidem, s. 229.
[9] Ibidem, s. 235.
[10] Ibidem, s. 137.