Pierwsi kawalerzyści II Rzeczypospolitej – patrol Beliny

Jeszcze przed przełomowym dla historii Polski listopadem 1918 roku, istniały oddziały wojskowe skupiające żołnierzy polskich. W pierwszych dniach po zakończeniu wielkiej wojny, okazały się one źródłem bezcennej, wyszkolonej i doświadczonej kadry dowódczej oraz materiału żołnierskiego który dał początek Wojsku Polskiemu. Bodaj największy wkład w jego organizację wniosły Legiony Polskie.

Kawaleria Legionów swoje początki wywodzi z siedmioosobowego patrolu strzeleckiego, który w pierwszych dniach sierpnia 1914 r. wykonał na dwóch furmankach wypad z Galicji do zaboru rosyjskiego, stając się pierwszym oddziałem polskim który przekroczył granicę austriacko-rosyjską. Dowodził nim Władysław Prażmowski „Belina”. Oficer ten otrzymał od Józefa Piłsudskiego rozkaz wyruszenia z patrolem do Jędrzejowa w celu udaremnienia Rosjanom przeprowadzenia w powiecie jędrzejowskim mobilizacji mężczyzn polskiego pochodzenia. Misja była wyjątkowo niebezpieczna. W razie schwytania strzelcy nie mogli liczyć na traktowanie zgodne z prawami jeńca wojennego, groziło im skazanie na karę śmierci i egzekucja. Nikłe, wobec szczupłych sił patrolu, byłyby także wyniki ewentualnej walki z jakimkolwiek większym oddziałem wojskowym wroga. Dlatego też wszyscy podkomendni Beliny byli ochotnikami. W skład jego patrolu weszli: Janusz Głuchowski „Janusz” (zastępca dowódcy), Stefan Kulesza „Hanka” (podoficer oddziału Strzelca w Gandawie w Belgii), Antoni Jabłoński „Zdzisław” (szeregowy Strzelca we Lwowie), Stanisław Skotnicki „Grzmot” (były dowódca Strzelca w St. Gallen w Szwajcarii), Ludwik Skrzyński „Kmicic” (były dowódca oddziału Strzelca w Nancy we Francji), Zygmunt Karwacki „Bończa” (w roli przewodnika). Najstarsi żołnierze patrolu czyli Prażmowski i Głuchowski mieli po 26 lat, najmłodszy przyszły ułan (Jabłoński) 18.

Około godz. 22 w Komendzie Głównej przeprowadzono odprawę patrolu, prowadził ją szef sztabu Strzelca Kazimierz Sosnkowski „Józef”. On również nie krył niebezpieczeństwa na jakie narażali się strzelcy. Odprawę zakończył słowami: „Choć będziecie wisieć, ale za to spełnicie pięknie swój obowiązek żołnierski i historia o was nie zapomni”.

Wbrew zakazom władz austriackich patrol „Beliny” 3 VIII o godz. 0.30 wyruszył w stronę granicy. Żołnierze mieli na sobie cywilne ubrania. Za środek lokomocji posłużyły dwie bryczki: jedna z nich należała do Leona Kozłowskiego, późniejszego premiera II RP, który udawał się do królestwa Polskiego z materiałami propagandowymi, drugą zaś była wynajęta krakowska dorożka. Patrol dotarł do granicy w rejonie przysiółka Baran koło Kocmyrzowa. O 2.45 nad ranem, po założeniu mundurów, strzelcy przekroczyli granicę, wówczas ich dowódca wygłosił krótką mowę na temat przypadającego im zaszczytu bycia pierwszymi żołnierzami polskimi którzy łamią kordony dzielące Polskę.

Prażmowski dysponując zbyt nikłą siłą bojową, by angażować się w zbędne dla wykonania zadania walki, podjął plan przemknięcia się koło większych oddziałów nieprzyjaciela i poprzez Goszyce, Skrzeszowice, Działoszyce dotarcia pod Jędrzejów. Następnie zamierzał przeprowadzić rozpoznanie, po czym za pomocą przygotowanych ładunków wybuchowych wywołać panikę i uderzyć na zgrupowane w mieście siły rosyjskie. W sytuacji gdyby rozpoznano silniejsze oddziały wojsk rosyjskich zamierzał pod osłoną ciemności ostrzelać miasto i wycofać się do Krakowa. Dodatkowo podczas marszu na Jędrzejów rozpuszczał wśród ludności wieść, iż jego patrol stanowi awangardę silnej grupy strzelców. W ten sposób zamierzał wywrzeć presję psychologiczną na władze rosyjskie w Jędrzejowie.

Podczas marszu patrol kilkakrotnie musiał zmieniać mundury na ubrania cywilne. O godzinie 4.00 strzelcy zatrzymali się w Goszycach, u Zofii Zawiszanki, członkini Drużyn Strzeleckich. Uzyskali od niej niezbędne informacje, a także otrzymali dwie furmanki wraz ze zaznajomionymi z miejscową topografią woźnicami. Z Goszyc wysłał też „Belina” meldunek do Piłsudskiego. Ponownie założywszy ubrania cywilne patrol o godz. 6.30 wymaszerował do Działoszyc, gdzie przed urzędem gminnym napotkał rosyjskiego strażnika, ale bez żadnych kłopotów przejechał dalej.

Pomiędzy 11.15 a 13.00 Polacy odpoczywali w lasku na północ od Kropidła, po czym podjęli dalszy marsz. O 14.05 znalazłszy się o 10 km od Jędrzejowa, patrol napotkał grupki mężczyzn wracających z punktów mobilizacyjnych. Strzelcy dowiedzieli się od nich o tym, iż władze rosyjskie pod wpływem wieści o marszu oddziałów strzeleckich z Krakowa na Jędrzejów zaniechały mobilizacji i podjęły natychmiastowa ewakuację opuszczając miasto. Po dalszym zbliżeniu się do Jędrzejowa i po potwierdzeniu zdobytych informacji u kolejnych grup niedoszłych rekrutów „Belina” uznał swoje zadanie za wykonane i wydał rozkaz powrotu do Krakowa.

Aby maksymalnie wykorzystać udane przekroczenie granicy postanowił zrobić to rozpoznając jednocześnie Słomniki, gdzie stacjonowała rosyjska straż graniczna. Patrol przez Giebułtów, Maciejów, Janowice, Kalinę, Jachowice i Sławice po zapadnięciu zmroku dotarł do wzgórza 315 pod Słomnikami, gdzie zatrzymał się na kolejny odpoczynek. O godz. 21.00 Głuchowski „Janusz” i Karwacki „Bończa” udali się do miasteczka celem rozpoznania stacjonujących tam oddziałów wroga. Przeprowadzony wywiad stwierdził obecność sześciu pieszych plutonów straży granicznej, które zgrupowane na rynku wkrótce miały odmaszerować na Miechów i Jędrzejów. Ze względu na dużą liczbę cywilów w pobliżu Rosjan nie otworzono ognia.

Na noc strzelcy zatrzymali się w polu około 500 m od wsi Prandocin, ubezpieczając się od strony Prandocina i Słomnik. Nad ranem zostali zaalarmowani pojawieniem się w odległości kilkuset kroków rosyjskiego patrolu, który spostrzegł biwakujących Polaków. Wysłani o godz. 3.00 przez ,,Belinę” na zwiady Głuchowski i Karwacki zameldowali, że przebywający w Prandocinie szwadron straży granicznej właśnie zaczął się wycofywać na wschód. W zaistniałej sytuacji Prażmowski wydał rozkaz marszu z bagnetem na broni na Prandocin i zajęcia miejscowości. W Prandocinie strzelcy zostali pobłogosławieni przez polskiego księdza. Dowiedzieli się potem, już po wojnie, iż był to ks. Wiadrowski, powstaniec z 1863 r. Wobec braku styczności z nieprzyjacielem patrol podjął marsz do Krakowa przez Skrzeszowice – Goszyce. W Skrzeszowicach „Belina” zatrzymał się u Bogusława Kleszczyńskiego, za zgodą którego zarekwirował pięć koni i siedem siodeł. Do strzelców ochotniczo dołączył syn właściciela tamtejszego majątku Edward Kleszczyński, który przybrał pseudonim „Dzik”. Na ganku dworu w Goszczycach wykonana została zamieszczona obok fotografia słynnej siódemki, po wojnie na ścianie tego budynku odsłonięto 3 VIII 1924 r. tablicę pamiątkową. Po powrocie do Krakowa (16.10) „Belina” złożył raport komendantowi Piłsudskiemu po czym patrol odmaszerował na odpoczynek do Oleandrów. Tam też miał oczekiwać na dalsze rozkazy.

Podsumowanie którego później dokonano przedstawiało działania patrolu w sposób następujący: Działania patrolu trwały 40 godz. W tym czasie przebyto 150 km, z czego 3 VIII, w dniu właściwej akcji 104 km w ciągu 13 godzin. Na sen poświęcono jedynie 6 godz. (2 godz. 3 VIII i 4 godz. z 3 na 4 VIII). Cel patrolu został osiągnięty, Rosjanie zaprzestali mobilizacji w powiecie jędrzejowskim.

Śpiewka oddziału Beliny

Poniższa piosenka wojskowa poświęcona jest twórcy kawalerii legionowej Władysławowi Prażmowskiemu-„Belinie” (1888-1938). Napisana została w październiku 1914 r. przez ułana 1. Pułku Ułanów 1. Brygady Legionów Polskich Pawła Tomasza Wójcikowskiego „Koriata”. Urodził się on w Kielcach, był członkiem OB PPS, żołnierzem 1. Brygady LP, powstańcem śląskim, członkiem powrześniowej AK zesłanym na Syberię. Po II wojnie światowej mieszkał we Wrocławiu.

Hej tam pod Warszawą, kędy Wisła płynie,
szemrzą fale, fale szemrzą
piosnki o Belinie, piosnki o Belinie.

Piosnki o Belinie i o jego sławie,
wyjm Belino swą szabelkę
prowadź ku Warszawie, prowadź ku Warszawie.

Brak naszym ułanom lanc i chorągiewek,
ale za to mają szczęście
do sarmackich dziewek, do sarmackich dziewek.

Hej tam pod Warszawą, kędy Wisła płynie,
szemrzą fale, fale szemrzą
piosnki o Belinie, piosnki o Belinie.

Piosnki o Belinie i jego ułanach,
grzmij piosenko ty ułańska
siej postrach w tyranach, siej postrach w tyranach.

5/5 - (3 votes)

Bitwa pod Cedynią

Kierunek działań polityki zagranicznej Mieszka I spowodowany był bezpośrednio koniecznością kontynuowania polityki zachodniopomorskiej. W tym regionie opór stawiali mieszkańcy wyspy Wolin, gdzie mieścił się gród portowy.

Na Połabiu granicy zagrażał niemiecki margrabia Geron, zaś w 964 r. Nastąpił napad gryfa Wichmana. Wówczas w Gnieźnie zadecydowano, że należy znaleźć sojusznika w Czechach, a także oprzeć stosunki z Cesarstwem na zasadzie kompromisu, bez rozstrzygania zasadniczych spraw.

W 967r., w związku z zawartym wcześniej małżeństwem z Dobrawą, Mieszko uzyskuje pomoc w odsieczy na Wichmana będącego na usługach Wolinian. Utwierdzenie pozycji Mieszka u ujścia Odry nastąpiło w konflikcie zbrojnym z margrabia Hodonem, który próbował zahamować ekspansję polską na zachód prowadząc politykę parcia na wchód („Drang nach Osten”)
Margrabia Hodon , będący dostojnikiem cesarskim, władał sąsiadującą z państwem Mieszka I Marchią Łużycką. Hodon zapragnąwszy powiększyć swoje terytorium, zebrał oddziały z pomocą hrabiego Zygfryda z Walbeck (ojcem kronikarza Thietmara). Liczył on na szybkie zwycięstwo, lecz wojna, którą zamierzał przeprowadzić miała charakter prywatny i naruszała wcześniejsze układy Mieszka I z Ottonem I. Historycy nie podają dokładnej liczby sił zbrojnych obu stron, zważywszy jednak na ówczesne możliwości militarne szacują je na ok. 4 000 ludzi. Pewne jest, że wojska Hodona składały się przede wszystkim z ciężkiej jazdy, na polskie zaś składała się konnica (pancerni) i piechota (tarczownicy).

Przebieg bitwy stoczonej 24 czerwca 972 roku pod Cedynią można odtworzyć na podstawie zapisków nieprzychylnego Polakom kronikarza, biskupa Thietmara i arcybiskupa Brunona z Kwerfurtu. Planem Mieszka I było zatrzymanie nieprzyjaciela na granicy, toteż miejsce bitwy znajdowało się przy jednym z brodów na Odrze. W tym miejscu rzeka tworzyła bagno. Po drugiej stronie znajdowała się stroma skarpa, nieopodal znajdował się zaś gród warowny – Cedynia.

Podczas gdy wojska Hodona przeprawiały się przez bród ruszyło na nie wojsko polskie dowodzone przez Mieszka I. Przewaga wojsk niemieckich zmusiła Polaków do odwrotu w stronę grodu. Kierunek ten nie był przypadkowy gdyż stacjonowały tam ukryte oddziały Czcibora- brata Mieszka I. Niemcy nie świadomi pułapki i przekonani o swojej przewadze podążyli bez osłony skrzydeł za uciekającymi Polakami. Konnica niemiecka i nadciągająca za nią piechota zostały błyskawicznie otoczone z trzech stron i zasypane strzałami. Mieszko zaatakował czoło jego wojsk, nie dając mu czasu na przeformowanie szyków. W tym czasie jedna z drużyn Czcibora natarła na skrzydło Niemców. Konnica Czcibora. Istnieje prawdopodobieństwo, że chłopi zrzucili na drogę pale drzew, które podcięły konie wojskom niemieckim. Pod naciskiem wojsk polskich, wojska Hodona zaczęły się cofać na tereny bagna. Tam, nie mając szansy obrony zostali wybici. Jak pisze Thietmar „wszyscy najlepsi rycerze” polegli; przeżyli Hodon i Zygfryd.

Sukces bitwy pozwolił na utrzymanie Pomorza Zachodniego, a także ujawnił talent wojskowy władcy. Na wieść o naruszeniu wcześniejszych ustaleń Mieszka i Ottona I, ten ostatni surowo na zjeździe w Kwedlinburgu (Wielkanoc 973r.) upomniał obu margrabiów. Rozstrzygnięcia zjazdu w Kwedlinburgu były bardzo korzystne dla księcia Polan. Cesarz uznał bowiem zwycięstwo Mieszka nad Hodonem, a dodatkowo książę został obficie obdarowany Mieszko I zobowiązany został jednakże do przysłania w 973r. swego syna i następcy, Bolesława oficjalnie jako gościa, faktycznie jako zakładnika na dwór cesarski.

Sytuacja ponownie uległa pogorszeniu, kiedy po objęciu władzy Otton II postanowił podporządkować sobie wschodniego sąsiada. Zorganizowana w 979 roku wyprawa zakończyła się jednak klęską.

5/5 - (2 votes)

9. Pułk Ułanów Małopolskich w latach 1918-1921

9. Pułk Ułanów Małopolskich sformowany został pod koniec listopada 1918 roku przez rotmistrza Józefa Dunin-Borkowskiego, byłego dowódcę piątego szwadronu 2. Pułku Ułanów Legionów Polskich. Gdy przystąpiono do tworzenia pierwszych oddziałów Wojska Polskiego, nawiązał on kontakt ze swymi żołnierzami, którzy podczas wywołanego kryzysem przysięgowym internowania legionistów, ukrywali się pracując przeważnie w szeregach Polskiej Organizacji Wojskowej na terenie Małopolski. Do tej grupy dołączyło wielu młodych ochotników oraz polskich kawalerzystów z byłej armii austriackiej. Do uzbrojenia i wyposażenia nowoformowanego pułku posłużyły zapasy magazynowe, zgromadzone w ośrodku zapasowym austro-węgierskiego 3. Pułku Ułanów Landwehry. Pułk ten w znacznej mierze składał się z żołnierzy polskiego pochodzenia.

Zaraz po utworzeniu pierwszego dywizjonu rtm. Dunin-Borkowski otrzymał rozkaz wymarszu w rejon Przemyśla by wziąć udział w działaniach przeciw Ukraińcom dążącym do opanowania Galicji Wschodniej. Po blisko dwutygodniowym okresie w którym pułk prowadził akcje patrolowe w rejonie Przemyśla, został skierowany do Mościsk celem zorganizowania tam obrony nakazanego odcinka linii kolejowej Przemyśl-Lwów. Jej utrzymanie było istotne ze względu na to, iż stanowiła jedyną dostępną dla Polaków drogę zaopatrzenia walczącej stolicy Galicji. Podczas walk z Ukraińcami pułk stoczył ciężkie walki pod Lubienem Wielkim, Stawczanami, Obroszynem i wreszcie w samym Lwowie. Detaszowane szwadrony brały udział w walkach grup mjr Sopotnickiego, płk Beckera oraz w działaniach ubezpieczających linię demarkacyjną na Śląsku Cieszyńskim. Wiosną 1919 r., gdy rozpoczęła się polska ofensywa, pułk włączony w skład 4. Dywizji Piechoty walczył na ziemi drohobyckiej. W dowód wdzięczności jej mieszkańców otrzymał od nich swój pierwszy sztandar. W tym okresie pułk stracił dopiero co przybyłego, nowego dowódcę – mjr Bartmańskiego, który wcześniej pełnił funkcję dowódcy szwadronu zapasowego. Szefostwo pułku objął po raz drugi rtm Borkowski.

Po wyparciu Ukraińców za Zbrucz w lecie 1919 r., a tym samym zakończeniu wojny polsko-ukraińskiej, pułk został przetransportowany na Wołyń, gdzie rozpoczynały się właśnie walki z Rosją Radziecką. Wziął tam między innymi udział w zdobyciu Równego, następnie zaś toczył walki na Polesiu. Wiosną 1920 r. wziął udział w operacji kijowskiej, uczestnicząc min. w zakończonym pełnym sukcesem zagonie na Koziatyn, który to został zajęty przez wojska polskie 27 IV 1920 r. Duże znaczenie opanowania tego ważnego węzła kolejowego spotęgowane zostało uzyskaniem bogatej zdobyczy wojennej, zarówno w broni i amunicji, jak i w taborze kolejowym. Gen. Juliusz Romer w swym rozkazie podsumowującym rezultaty zagonu wymienił 9. i 14. pułki ułanów, jako te których postawa zadecydowała o powodzeniu podjętych działań.

Podczas trwania ofensywy na Kijów 9. pułk odznaczył się zdobyciem silnie bronionego Rokitna, czego dokonał bezpośrednio po 120 – kilometrowym marszu.

Po przełamaniu frontu polskiego ugrupowania południowego przez 1. Armię Konną Budionnego pułk wziął udział w walkach odwrotowych. Ciężkie boje z kawalerią sowiecką stoczył w rejonie Antonowa, gdzie starł się z sowieckimi 4. i 14. Dywizjami Kawalerii. Dnia 5 VI 1920 roku w obronie mostu na Horyniu zginął twórca i dowódca pułku mjr Józef Dunin-Borkowski, pośmiertnie awansowany do stopnia podpułkownika i odznaczony Orderem Virtuti Militari przez Józefa Piłsudskiego. Dowództwo objął wówczas mjr Stefan Dębiński. Po otrzymaniu uzupełnień i reorganizacji w rejonie Zamościa pułk wziął udział w dalszych walkach przeciw ofensywie sowieckiej. Po polskim zwycięstwie pod Warszawą sytuacja na całym froncie diametralnie się zmieniła. Budionny zaniechał marszu na zachód i zwrócił się ku północy celem niesienia pomocy cofającym się armiom sowieckim. Polska 1. Dywizja Jazdy, a wraz z nią 9. Pułk Ułanów ruszyła jego śladem. Dnia 31 sierpnia 1920 roku pod Komarowem doszło do głównej, całodziennej bitwy z 1. Armią Konną. Bitwy, która okazać się miała ostatnią wielką bitwą kawaleryjską w historii Europy.

Pierwsza weszła do walki 7. Brygada Jazdy (2. Pułk Szwoleżerów, 8. i 9. Pułki Ułanów). Niemal zaraz po wejściu do bitwy 9. Pułk Ułanów poniósł znaczne straty od ognia własnej artylerii. Gdy Rosjanie wyprowadzili nowe siły, do akcji wprowadzono polską 6. BJ (1., 12., 14., Pułki Ułanów), która podjęła szarżę w kierunku Wolicy Śniatyckiej. Działanie to miało na celu odciążenie poważnie zagrożonego 8. Pułku Ułanów. Szarża przyniosła sukces, 4. i 11. Dywizje sowieckie ścigane ogniem artylerii wucofały się w nieładzie w kierunku Zamościa. W dalszej kolejności natarcie polskie prowadzone przez 14. Pułk Ułanów rozwinięto na Niewirków. W godzinach wieczornych niespodziewanie została zagrożona przez sowiecką sześcio-pułkową dywizję, pozycja polskich baterii. Uformowana w schody 7. BJ wraz z 1. Pułkiem Ułanów atakującym niespodziewanie od flanki rozniosła sowieckie natarcie i zadała Rosjanom ostateczną klęskę. Budionny musiał zaniechać marszu na północ i przejść do odwrotu.

Po tych wydarzeniach nastąpił pościg za cofającym się przeciwnikiem, który po przekroczeniu Bugu jeszcze raz próbował stawić zorganizowany opór ponosząc kolejną porażkę (12 września pod Kosmowem). Pościg był nadal kontynuowany. W tym czasie 9. Pułk Ułanów wchodząc już w skład Korpusu Jazdy, zajął most na rzece Styr, nie dopuszczając nieprzyjaciela do zorganizowania jakiejkolwiek obrony i zniszczenia mostu. Następnie Korpus Jazdy uzupełniony do stanu 8000 szabel, 24 działa i 220 karabinów maszynowych, wziął udział w zagonie na Korosteń, mającym na celu poprzez wdarcie się na głębokie zaplecze przeciwnika rozpoznanie i demoralizację jego wojsk, a w efekcie uzyskanie dalej posuniętych ustępstw w rozpoczętych w Rydze rokowaniach pokojowych. Akcja zakończona pełnym powodzeniem zaowocowała uchwyceniem ważnego węzła kolejowego jakim był Korosteń, wzięciem 8000 jeńców, zdobyciem 22 dział i 100 karabinów maszynowych. Była to ostatnia wielka akcja bojowa wojny 1918-1920 w której 9. Pułk Ułanów wziął udział. Podczas wszystkich kampanii w latach 1918-1920 zdobył 26 dział, 67 karabinów maszynowych, wziął do niewoli 2500 jeńców. Stracił dwóch dowódców, 285 oficerów i żołnierzy. Ułanom nadano 73 krzyże Virtuti Militari i około 400 Krzyży Walecznych.

Pułk w latach 1921-1939

Po zawarciu pokoju polsko-rosyjskiego 9. Pułk Ułanów Małopolskich przeszedł do garnizonu w Żółkwi. Wielu ze zdemobilizowanych żołnierzy osiadło na Wołyniu, gdzie za zasługi wojenne została nadana im ziemia. Założyli tam osadę Ułanowice, która utrzymywała stały kontakt z pułkiem do roku 1939, kiedy to wszyscy jej mieszkańcy zostali deportowani przez władze radzieckie. Nowym dowódcą pułku został płk Stanisław Pomianowski. W zimie 1922/23 pułk przeszedł do Czortkowa i Trembowli, biorąc tam udział w działaniach przeciwdywersyjnych aż do roku 1925, kiedy to luzuje go utworzony Korpus Ochrony Pogranicza. W roku 1926 odszedł dotychczasowy dowódca, którego miejsce ojął ppłk Janusz Pryziński, a po kilku miesiącach mjr Tadeusz Komorowski, późniejszy dowódca Armii Krajowej.

Z biegiem lat następuje poprawa nie tylko jakość broni,ale i warunków bytowych ułanów. Odbudowano koszary w Trembowli, w związku z czym dowództwo wraz z pododdziałami opuściło Czortków. Stare karabiny: austriacki Manlicher i rosyjski Mosin zostają zastąpione produkowanym w Polsce Mauserem, zwiększa się ilość i polepsza jakość broni maszynowej, ostatecznie rezygnuje się z austriackich siodeł, wprowadza nową armatę przeciwpancerną Beauforsa kal. 37mm. W Trembowli wzniesiono pomnik żołnierzy pułku poległych w latach 1918-1920, pod którym corocznie po zakończeniu letnio-jesiennych manewrów odbywała się defilada, połączona ze zwalnianiem starszego rocznika i nadaniem odchodzącym do cywila ułanom odznaki pułkowej. Pod tym pomnikiem odbywała się także coroczna przysięga rekrutów. W maju 1935 roku poczet sztandarowy pułku wziął udział w pogrzebie Józefa Piłsudskiego, gdzie został wezwany wraz z pocztami pułków, których sztandary odznaczono orderem Virtuti Militari do oddania ostatniego hołdu Naczelnemu Wodzowi.Jesienią 1938r. płk T. Komorowski odszedł na stanowisko dowódcy Centrum wyszkolenia kawalerii, dowództwo przejął ppłk dypl. Klemens Rudnicki.

Wrzesień 1939, bitwa nad Bzurą, obrona Warszawy

Dnia 27 VIII 1939 r. pułk otrzymał rozkaz mobilizacji oddziałów osłony, ułanom wydano nową broń, dotychczasowo utajniony i przechowywany w zbrojowniach jako sprzęt optyczny karabin przeciwpancerny UR wz. 35. Mimo problemów ze sformowaniem taborów dotrzymano 36-cio godzinnego terminu mobilizacji i pułk został przetransportowany koleją do Nekli koło Gniezna, gdzie wyznaczono punkt koncentracji dowodzonej przez płk dypl. Leona Strzeleckiego Podolskiej Brygady Kawalerii. W jej skład wchodziły: 6. Pułk Ułanów Kaniowskich, 9. Pułk Ułanów Małopolskich, 14. Pułk Ułanów Jazłowieckich, 6. Dywizjon Artylerii Konnej im. Gen. Romana Sołtyka, 62. Dywizjon Pancerny, 86. Samodzielna Bateria Artylerii Przeciwlotniczej, 7. Batalion Strzelców, szwadron kolarzy, szwadron pionierów, szwadron łączności, służby oraz tabory.

1.09. pułk przeszedł na postój w rejonie Wagowo-Czachurki, a dwa dni potem wyruszył na zachód w celu zluzowania batalionów Obrony Narodowej, od których przejął słabo umocnione pozycje w rejonie Wysogotowa (ok. 25 km na zachód od Poznania). Przeprowadzone w dniu 4 września przez pluton samochodów pancernych i pluton kolarzy rozpoznanie nie stwierdziło przekroczenia granicy polskiej przez nieprzyjaciela na kierunku Szamotuły-Zbąszyń-Noteć. Udało się natomiast od miejscowej ludności uzyskać informacje, że po stronie niemieckiej widziano kolumny motorowe w marszu w kierunku korytarza łączącego Polskę z wybrzeżem Bałtyku. Na skutek tych działań zmierzających do oskrzydlenia armii „Poznań”, pułk został przemieszczony ponownie w rejon Gniezna, gdzie powierzono mu rolę straży tylnej wycofujących się na główna pozycję obrony polskich oddziałów. Otrzymał także rozkaz niszczenia zbiorów. Dnia 6 września zatrzymał się w rejonie Strzelna, tutaj zaczęły się już dawać we znaki pierwsze braki w zaopatrzeniu oraz zmęczenie ludzi i koni.

W dniu następnym pod ciągłymi atakami Luftwaffe, przez Mogilno-Kleszczów kontynuowano marsz w straży tylnej. W nocy z 7 na 8 września pułk osiągnął Sępolno gdzie zatrzymał się na ubezpieczony postój. W ciągu dnia dołączyła część taboru pułkowego, który wskutek nalotów stracił kilku ludzi. Wieczorem wrócił z odprawy przynosząc nowe rozkazy dowódca ppłk. dypl. Klemens Rudnicki. Zgodnie z dyrektywami dowództwa armii „Poznań” nastąpił wymarsz celem obsadzenia mostów koło Dąbia na rzece Ner i utrzymania ich w ciągu dnia następnego dla zabezpieczenia wyjścia brygady do natarcia na Uniejów. Obrona tego odcinka została powierzona zastępcy dowódcy pułku mjr Stefanowi Tomaszewskiemu który otrzymał pod komendę 3. i 4. szwadron (dowódcy rtm. Edward Ksyk i rtm. Jerzy Poborowski), pluton armat przeciwpancernych 37 mm, dwa plutony CKM oraz baterię DAK-u przydzieloną do pułku.

Zadanie rozpoznania przedpola mostów zostaje wydane plutonowi kolarzy, który podczas jego realizacji napotkał nieprzyjaciela i nie zdążywszy odskoczyć zostaje otoczony. Mjr Tomaszewski przeprowadził wówczas odwodem wzmocnionym plutonem lekkich czołgów przeciwuderzenie, które umożliwiło plutonowi odwrót. Niemcy kilkakrotnie próbowali podejść do mostów, uniemożliwiono im to jednak celnym ogniem artyleryjskim. Nocą z 9 na 10 września przez mosty przeszły odziały brygady, po czym pułk ściągnął ubezpieczenia i w ślad za nimi przesunął się pod Uniejów, który zostaje zaatakowany z dwóch stron. Nocnym szturmem, udało się zaskoczyć przeciwnika, rozpętała się walka na broń białą i granaty, podpalono niemieckie czołgi. Do świtu zginęły dziesiątki Niemców, zaś 300 wzięto do niewoli. Straty polskie wyniosły 20 zabitych i 30 rannych.

Po tych wydarzeniach nastąpił trzydniowy okres walk na tyłach i skrzydłach nieprzyjaciela, podczas których pułk pobierał zaopatrzenie ze zniszczonych niemieckich kolumn transportowych. 12 września pułk w ramach swojej brygady stoczył bitwę w rejonie Wartkowice-Gostków, jako ostatni oderwał się od nieprzyjaciela i w ciągu nocy przeszedł w forsowny marsz za brygadą. W dniach 13 i 14 września w rejonie Ozorkowa wziął udział w zwycięskiej bitwie po czym obrano kierunek marszu Kutno. 15 września zostały połączone pod dowództwem gen. bryg. Romana Abrahama Podolska i Wielkopolska Brygada Kawalerii, które po przebiciu się z kotła podjęły marsz w kierunku Warszawy, dzień potem dotarły do lasów nadbzurzańskich. Tu już w pełni dały się odczuć duże straty wśród koni, których miejsca postoju atakowane były przez lotnictwo. Nad Bzurą pułk działał w ramach grupy kawalerii złożonej z dwóch wyżej wymienionych brygad, grupa ta miała za zadanie poruszać się w straży przedniej armii „Poznań” i „Pomorze” oczyszczając Puszczę Kampinoską. 9 Pułk Ułanów Małopolskich otrzymał samodzielne zadanie sforsowania Bzury, rozpoznania południowego obszaru Kampinosu i opanowanie jego wyjścia wschodniego, jako podstawy do działania swojej brygady w kierunku na Błonie.

Zgodnie z rozkazem nocą z 16 na 17 września rzeka została sforsowana i jeszcze przed świtem pułk osiąga Puszczę Kampinoską, by po krótkim odpoczynku podjąć marsz wzdłuż toru kolejki. Wkrótce napotykano nieprzyjaciela, z którym walka była o tyle łatwiejsza, że teren leśny ograniczał skuteczność wsparcia lotniczego oraz umożliwiał organizowanie zasadzek na czołgi patrolujące puszczę. Pułk walczył ugrupowany w „jeża”, pokonując wśród ataków niemieckich 25km, pod wieczór dociera na nakazaną pozycję, którą już jednak silnie obsadzili Niemcy. Pułkownik Rudnicki zdecydował się na podjęcie działań zaczepnych. Jako pierwszy ruszył do natarcia 2. szwadron (dowódca rtm. Antoni Bielecki), napotkawszy silny opór został wzmocniony 3. szwadronem. Daje to rezultat w postaci wycofania się niemieckich czołgów. Sytuację ta wykorzystał natychmiast dowódca 3. szwadronu, który poderwał swój oddział i zajął wieś Grabinę. W międzyczasie trwała obrona przed czołgami nacierającymi na tyły pułku, straż tylna składała się z 4. szwadron, plutonu CKM i plutonu przeciwpancernego, dowodził nią zastępca dowódcy pułku.

Dla opóźnienia natarcia zbudowano zapory z drzew, których przekroczenie przez czołgi dodatkowo utrudniał ogień karabinów przeciwpancernych, ponadto małe grupy ochotników atakowały czołgi z flanki za pomocą wiązek granatów. Niemcom niemal udało się oskrzydlić walczące polskie odziały, na zagrożonej pozycji znajdowała się tylko jedna armata przeciwpancerna, która z otwartej pozycji ostrzeliwała nacierające czołgi. Zginęła cała jego załoga, umożliwiło to jednak podprowadzenie drugiego działa z boku wykorzystywanej przez Niemców linii leśnej i dalszą skuteczną obronę odcinka aż do zmroku. Pułk po całodziennym boju wszedł w głąb lasu gdzie zatrzymał się na ubezpieczony odpoczynek, tego wieczora radiostacja pułkowa odebrała przemowę Mołotowa o wkroczeniu na teren Polski wojsk ZSRR. Dowódca rozkazał, by nie informować o tym ułanów.

Dnia 18 września udało się nawiązać łączność z dowództwem brygady i odebrać rozkaz przejścia o świcie w kierunku północno-wschodnim do miejscowości Palmiry, w celu połączenia się z brygadą, która miała przebić drogę zgrupowaniu gen. Kutrzeby do Warszawy. Wyjście z puszczy okazało się wolne, nieprzyjaciel wycofał się nocą. W godzinach popołudniowych pułk dotarł do brygady. O świcie dnia następnego dotarł wraz z nią pod Sieraków. Tu ruszyło spieszone natarcie. Gdy ułani weszli już do Sierakowa na prawe skrzydło nacierającego 9. Pułku uderzyli Niemcy, sytuację uratował w ostatniej chwili dowódca koniowodnych, prowadząc skuteczny ogień przeciwpancerny. Wobec niemożliwości przebicia się za dnia w tym kierunku dowódca brygady podjął decyzję o przebiciu się nocą przez Wólkę Węglową. Część ułanów wzięła udział w osławionej, tamtejszej szarży. 9. Pułk otrzymał rozkaz marszu w straży przedniej, wszedł pomiędzy placówki niemieckie i tuż przed świtem udało mu się dotrzeć do pierwszej linii obrony stolicy. Z pułku dotarło do Warszawy jedynie 500 ułanów i zaledwie 390 koni.

Będąc już w Warszawie, dnia 22 września pułk otrzymuje zadanie obrony wylotu ulic naprzeciwko lasku Sieleckiego, trzeci szwadron obsadza Fort Dąbrowskiego, tak ugrupowany pułk odpiera wszystkie niemieckie natarcia, tracąc jednak wielu ludzi. Nocą z 27 na 28.09. pułk zostaje skierowany do koszar 1. Pułku Szwoleżerów gdzie otrzymuje wiadomość o decyzji kapitulacji, dowódca poleca ułanom aby każdy z nich starał się na własną rękę przedostać do Francji.

Zgodnie z warunkami kapitulacji Warszawy, nastąpił podział polskich jeńców wojennych na urodzonych na wschód i na zachód od linii Curzona, grupa zachodnia licząca około 200 ludzi pod dowództwem ppłk dypl. Klemensa Rudnickiego przechodzi do obozów w Rzeszy. Grupa wschodnia, w ilości około 360 ludzi, pod dowództwem mjr Tomaszewskiego została wywieziona do Piaseczna gdzie Niemcy odłączyli od niej oficerów, żołnierzy zaś oddali w ręce Armii Czerwonej. Z obydwóch grup części ułanów udało się zbiec, i zasilić organizowane podziemie.

Podsumowując straty pułku w kampanii wrześniowej określono tylko liczbę zabitych oficerów, których zginęło pięciu, liczbę zabitych podoficerów i ułanów określa się jako pięćdziesiąt. Trudno określić także straty zadane nieprzyjacielowi, gdyż walki pułku miały charakter opóźniający i teren walk przechodził w ręce wroga, wiadomo natomiast, że pułk zniszczył na pewno 7 czołgów i 9 uszkodził. Podczas kampanii wrześniowej 10 żołnierzy dekorowano Orderem Virtuti Militari (w tym 6 pośmiertnie) oraz 40 Krzyżem Walecznych.

Ułani Małopolscy na obczyźnie

W dniu 23 marca 1940 roku Władysław Sikorski przychyla się do prośby rtm. Kornbergera i zatwierdza kadrę Oddziału Rozpoznawczego formującej się 3. Dywizji Piechoty, skład jej stanowią w 75% oficerowie, podoficerowie i szeregowi 9. Pułku Ułanów Małopolskich. Tworzący się O. R. napotyka na poważne trudności aprowizacyjne, otrzymując wyposażenie niepełne oraz niejednolite, braki te nie przeszkadzają jednak w intensywnym szkoleniu, głównie motorowym i przeciwpancernym. W okresie pobytu O. R. -u we Francji jego dowódcą zostaje mjr Włodzimierz Łączyński, który podczas ewakuacji do Anglii dostaje się do niewoli niemieckiej, gdzie następnie zginął podczas bombardowania. Ostatecznie mimo kłopotów z transportem rtm. Kornberger na zarekwirowanych samochodach, odmawiając złożenia broni udaje się do portu Le Crosic, skąd w dwóch rzutach udaje się do Anglii. Tam pułk przechodzi na postój w Crawford, gdzie przeprowadzono reorganizację oddziału, składającego się teraz z szwadronu dowodzenia, dwóch szwadronów motorowych i szwadronu ckm.

Nowym dowódcą zostaje ppłk dypl. Ziemowit Grabowski. Pułk zmienia teraz nazwę na 1. O.R., i po raz kolejny zostaje zatwierdzony nowy skład. Dnia 31 sierpnia 1940 roku otrzymuje od mieszkańców miasta Glasgow nowy sztandar, poświęcony przez biskupa polowego W.P. Gawlina. Na uroczystość tą przyjeżdżają Władysław Raczkiewicz i gen. Sikorski. Pułk w Anglii pełni zadania mające na celu obronę przed niemieckim desantem, jednocześnie intensywnie się szkoląc. Dowództwo obejmują kolejno ppłk Święcicki, mjr Buterlewicz, mjr Słatyński. Dnia 8 stycznia 1944 dzięki zabiegom tego ostatniego pułk znowu otrzymuje swoją dawną nazwę i zmienia swój charakter z rozpoznawczego na pancerny. Mimo intensyfikacji szkolenia i systematycznemu zwiększaniu stanu pułk nie wziął udziału w walce. Tuż przed rozwiązaniem dowództwo obejmuje mjr Stefan Tomaszewski, zastępca dowódcy jeszcze z września 1939 r. Mimo demobilizacji powstaje koło pułkowe mające na celu dbanie o tradycję i utrzymanie łączności między żołnierzami, wydaje ono biuletyn pt. „Dziewiątak”, oraz „Goniec Ułanów Małopolskich”.

Barwy i odznaka pułkowa, tradycje

Barwy pułku to amarantowy otok oraz proporczyki amarantowe u góry, u dołu białe, z dwoma żyłkami pośrodku: białą u góry, amarantową u dołu. Odznaka pamiątkowa wraz z regulaminem została zatwierdzona przez MSWojsk. w 1928r. Wcześniejsza jej wersja miała kształt krzyża z czterech toporów ułożonych na tarczy, znajdowała się na nich data 23.XI.1918 (wymarsz pierwszego szwadronu pułku na front w rejon Przemyśla). W centrum znajdowała się cyfra 9 wpisana w literę U. Drugi wzór odznaki powstał w 1928r., specjalny komitet przygotował dwie wersje odznaki: pierwszą-noszoną już nieoficjalnie i drugą, która uzyskała akceptację władz. Była ona wzorowana na krzyżu 1. Bryg. Leg. Polsk. miała kształt krzyża Rupperta w centrum którego umieszczono cyfrę 9 wpisaną w literę U, nawiązywała kolorystyką do barw pułkowych. Swoje święto pułk obchodził w dniu 31 sierpnia, w rocznicę bitwy pod Komarowem, do tradycji tego dnia należało zakładanie przez adiutanta dowódcy sznurów naramiennych z okresu wojny polsko-bolszewickiej. W okresie międzywojennym przebywał w pułkowych stajniach na tzw. łaskawym chlebie koń poległego twórcy pułku rtm. Józefa Dunin-Borkowskiego. Koń ów nosił imię Selim, siodłano go tylko raz w roku, gdy w dniu święta pułkowego dowódca odbierał na nim defiladę. 9. Pułk Ułanów Małopolskich utrzymywał szczególnie bliskie kontakty z 14. Pułkiem Ułanów Jazłowieckich u boku którego toczył walki już od momentu swego powstania, pozostając w ścisłych więzach aż do demobilizacji w 1947, w tym roku wspólne tradycje przejmują koła pułkowe.

5/5 - (5 votes)

Bitwa o Westerplatte 1-7 września 1939

Koniec sierpnia 1939r. był czasem pełnym niepokoju i oczekiwania. Niespokojna była zwłaszcza Polska świadoma zagrażającej jej potęgi z za zachodniej granicy. W niemieckich dokumentów pierwotne natarcie na Polskę miało nastąpić 26 sierpnia, opóźniły je jednak nieudane próby utrzymania pokoju.

25 sierpnia 1939 r. do gdańskiego portu przybył pancernik „Schleswig –Holstein”. Za oficjalny powód wizyty podana została chęć obchodów 25 rocznicy zatonięcia niemieckiego okrętu walczącego w czasie I wojny światowej. Pod pokładem, zamiast kwiatów dla poległych znajdował się 500 osobowy batalion szturmowy. Wiele ataków miało miejsce na terenie Wolnego Miasta Gdańska, gdzie zlokalizowane były polskie placówki: konsulat, poczta oraz Wojskowa Składnica Tranzytowa na Westerplatte.
Od 1931 r. Wojskowa Składnica Tranzytowa była stałym obiektem zainteresowania gdańskiej policji śledzącej życie załogi. Na jej terenie gromadzono wyładowywane ze statków zaopatrzenie wojskowe, przysyłane drogą morską do kraju. W celu zabezpieczenia broni pozwolono na utrzymanie oddziału wartowniczego. Latem 1939 roku składał się on z 182 żołnierzy i oficerów.

DZIEŃ I

Pierwszego września o godzinie 4.30 „Schleswig-Holstein” ogłosił stan gotowości bojowej. O godzinie 4.43 w dzienniku pokładowym zanotowano „Okręt idzie do ataku na Westerplatte”. O godzinie 4.45 salwą ogniową z pancernika do odległego o ok. 600m lądu rozpoczęła się II wojna światowa. Jednocześnie do akcji wkroczyła niemiecka piechota i policja. Polacy nie byli jednak zaskoczeni, gdyż od kilku dni obserwowali niemiecki pancernik. Po blisko 14 latach od zbudowania, Składnica miała przejść najcięższy sprawdzian swojej wytrzymałości.

Strona polska była w posiadaniu: armaty wzór 02/26 kalibru 75 mm z 330 nabojami, dwóch działek przeciwpancernych wz.36 kalibru 37 mm z 400 nabojami, czterech moździerzy typ Brandt kalibru 81 mm z 860, 41 karabinów maszynowych z 130 000 (125 000) nabojami 16 ckm, 17 rkm ,8 lkm),160 karabinów z 45 000 nabojami, 40 pistoletów, ok. 1000 granatów po ok. 560 zaczepnych i obronnych. Działo polowe pod ogniem niemieckich cekaemów zostało wytoczone z garażu na przygotowany punkt na skraju lasu. Ogniem bezpośrednim zlikwidowało ono kilka niemieckich karabinów maszynowych w budynkach po zachodniej stronie kanału portowego w Nowym Porcie (latarnię morską, kapitanat portu i spichlerze). Ponowny atak odparły na Westerplatte odparły moździerze. Zmusiło to Niemców do odwrotu. Niemcy zaatakowali ponownie strzałami z dział pancernika niszcząc barykady z pni drzew. Niemcom nie udała się próba zajęcia półwyspu błyskawicznie, dlatego tez przeszli do ataku artyleryjskiego. Od 5.35 do 9.00 ostrzeliwali Westerplatte baterią z Brzeźna, cekaemem ze spichlerzy i wieży kościoła w Nowym Porcie niszcząc polskie działo. W trzecim ataku wykorzystali natomiast ogień artyleryjski z pancernika i baterii z Wisłoujścia i Brzeźna. Wieczorem Polacy odparli wypady niemieckiej piechoty.

DZIEŃ II

Już we wczesnych godzinach porannych do ataku ruszyła niemiecka artyleria i piechota. Odparł je ogień z karabinów maszynowych. Niemcy sądzili, że na półwyspie znajduje się doskonała fortyfikacja podziemna, dlatego też 47 samolotami (bombce nurkujące Ju-87) rozpoczęli półgodzinny atak. Zrzucono 8 bomb 500 kg, 50 bomb – 250 kg i 100 bomb 100 kg rozrywających. Broń pokładowa ostrzeliwała w tym czasie polskich strzelców. Tego dnia mjr Sucharski nakazał spalić tajne szyfry, aby nie trafiły w ręce wroga. Obrońcy Polscy znajdowali się poza zasięgiem polskiej baterii cyplowej na Helu (152 mm), jedynej, która mogła im pomóc.

DZIEŃ III

Niemcy zdecydowali o wprowadzeniu na teren Westerplatte dwóch batalionów pułku Krappego, kompanię szturmową marynarki wzmocnioną 45 ludźmi z pancernika z 4 karabinami maszynowymi oraz oddział haubic i kompanię saperów. Natarcie rozpoznawcze jak zostało udaremnione. Tego dnia miał miejsce dwukrotny ostrzał artyleryjski. Komunikaty donosiły o zajęciu Bydgoszczy i odcięcia Pomorza od Polski.

DZIEŃ IV

Niemiecki torpedowiec T-196 rozpoczął wczesnym rankiem ostrzał z odległości 2800 m. Drugi okręt „Von der Groeben” otworzył ogień na cele ruchome i został przez Polaków ostrzelany z karabinów maszynowych. W skutek zniszczenia drzew i zarośli otaczających teren Składnicy, stawała się ona coraz bardziej widoczna dla wroga. Nadciągały przygnębiające wiadomości o walkach w Krakowie i Łodzi.

DZIEŃ V

Ostrzał artyleryjski z torpedowców niemieckich przerodził się w wymianę strzałów między stronami. Ciężkie moździerze ostrzeliwały już doskonale widoczne koszary. Tego dnia wiadomości z kraju brzmiały następująco: zamknięcie polskich grup w Borach Tucholskich, bitwa na linii Mława-Warszawa-Bydgoszcz-Toruń, ataki na Poznań, zajęcie Łodzi, Kielc i Gór Świętokrzyskich.

DZIEŃ VI

Tego dnia miały miejsce dwie próby podpalenia lasu na półwyspie. Próba pierwsza była nieudana – wtoczono torem kolejowym cysternę z benzolem, nie została jednak dostatecznie wtoczona przez lokomotywę i dotarła tylko do własnych ubezpieczeń, gdzie stanęła i wybuchła . Niemieckie oddziały zdążono wcześniej wycofać.

Próba druga również skończyła się niepowodzeniem, gdyż ogień wszczęty przez dwa wagony cysterny zgasł po 15 minutach. Nadal trwał ostrzał artyleryjski.

DZIEŃ VII

Zdeterminowani Niemcy, rozwścieczeni niepowodzeniami skierowali na Westerplatte wszelkie środki. Cały teren w związku ze świtem został oświetlony reflektorami. O godzinie 4.00 rozpoczęło się silne natarcie, podczas którego użyto ogień dział pancernika, karabiny maszynowe, broń przeciwlotnicza. Ta ostatni skierowana była na rzekomo ukrywających się w koronach drzew polskich snajperów. O godzinę 7.15 Niemcy wycofali się, aby jeszcze raz spróbować podpalić las. Tym razem drzewa oblane benzyną z pompy motorowej stanęły w ogniu. Żołnierze polscy byli już na wyczerpaniu, bez amunicji, wody pitnej, pożywienia, pod ciągłym ostrzałem. Opór stawał się bezcelowy. Składnica przetrzymała 17 fal ognia, odparła 14 ataków i 19 nocnych wypadów. Nim Polacy złożyli broń. Marszałek Rydz-Śmigły telegraficznie nadał załodze najwyższe odznaczenia bojowe i awansował wszystkich żołnierzy o jeden stopień. O godzinie 10.15 mjr Sucharski wydał rozkaz wywieszenie białej flagi. W dowód bohaterstwa strona niemiecka zezwoliła mu na noszenie przy boku szabli w obozie jenieckim. W chwili kapitulacji załodze pozostało ok. 10 000 naboi do karabinów maszynowych i karabinów.

Strona polska straciła w czasie walk 15 osób (+ 50 osób rannych i kontuzjowanych). Jedna osoba została zamordowana po poddaniu za nie zdradzenie szyfrów, dalszych 8 nie przeżyło wojny. W marcu 2004 żyło 7 obrońców.

Niemcy stracili ok. 300 kilkadziesiąt osób.

5/5 - (2 votes)

Kościół w Czechosłowacji wobec reżimu komunistycznego

[z pracy magisterskiej]

Opisując rolę jaką odegrał czechosłowacki Kościół w procesie odsunięcia od władzy KPCz nieuchronnie nasuwa się porównanie do Kościoła polskiego, z którego wzór i inspirację czerpali liczni księża i wierzący nad Wełtawą. Przy takim porównaniu niewątpliwie nasuwa się konstatacja, że rola Kościoła w przemianach demokratycznych była znikoma, bądź nie dość aktywna, jednakże porównanie takie nie odzwierciedla w sposób wiarygodny rzeczywistości, gdyż nie uwzględnia specyficznych warunków, w jakich działał Kościół czechosłowacki, nie uwzględnia też różnicy w pozycji, jaką dzięki specyficznemu dziedzictwu historyczno-kulturowemu miał i ma polski Kościół w społeczeństwie. Abstrahując od takich porównań stwierdzić należy, że rola Kościoła w tych procesach była znaczna, a pewne inicjatywy Kościoła miały wielkie znaczenie, przede wszystkim moralne, i pomagały przełamać barierę strachu przed reżimem.

George Weigel opisując sytuację Kościoła w Czechosłowacji pod rządami komunistycznymi zatytułował swój rozdział „Smak popiołów”. Nawiązuje w ten sposób do beznadziejnej sytuacji, w której znajdował się Kościół Rzymsko-Katolicki[1] w kraju rządzonym przez neostalinowski reżim. Represje, prześladowania, więzienia, przymusowe roboty, szykany, zmuszanie do pracy fizycznej, zakaz wykonywania posługi kapłańskiej, terror – to przykład części środków, za pomocą których reżim niszczył strukturę Kościoła[2]. „Nie będzie dobrobytu, dopóki ostatni ksiądz nie zostanie ugodzony ostatnim kamieniem z ostatniego kościoła” brzmiał wzywający do nienawiści slogan na katolickiej Słowacji. Społeczeństwo ulegało laicyzacji i ateistycznej propagandzie, bądź po prostu było zastraszone – w latach osiemdziesiątych jedynie 3% spośród biorących ślub katolików odważyło się na ceremonię kościelną[3]. Księży na początku aresztowano, wysyłano na ciężkie roboty, głodzono w więzieniach; później przekupywano, internowano, zmuszano do emigracji, bądź jak późniejszego arcybiskupa Pragi Miroslava Vlka, który 15 lat mył okna, zmuszano do wykonywania poniżających prac fizycznych. Nie ulega wątpliwości, że spory procent wyświęcanych księży współpracowało, bądź po prostu było tajnymi agentami StB, liczni konformistycznie wstępowali do szeregów kolaboranckiej organizacji księży Pacem in terris. Już sam fakt istnienia tej organizacji, całkowicie sterowanej przez komunistów, napawał wierzących i niewierzących wstrętem, a rosnąca liczba „pax-terierów”, jak ich pogardliwie nazwało społeczeństwo, szkodziła reputacji i prestiżowi Kościoła jako całości. Organizacja Pacem in terris doprowadziła do swoistej schizofrenii wśród kleru, do prywatnej wojny w sercu każdego księdza: czy móc zdobyć materiały na budowę nowego kościoła, mieć możliwość prowadzenia katechezy wśród dzieci, czytać zagraniczną prasę specjalistyczną, czy pozostać wiernym własnemu sumieniu. Wielu dochodziło do przekonania, ze uczestnictwo w tej i podobnych organizacjach jest jedynym sposobem ocalenia Kościoła dla przyszłości[4].

Osłabienie i rozłam potęgowała polityka Watykanu wobec Kościoła czechosłowackiego[5], która była „próbą ustalenia modus non moriendi z komunistycznymi władzami Czechosłowacji”[6]. Polityka taka powodowana była troską o to, aby nie doszło do całkowitego wytępienia hierarchii kościelnej i życia liturgicznego. Dlatego wśród czterech biskupów-regentów mianowanych na mocy porozumienia pomiędzy Watykanem a Pragą, dwóch (Josef Vrána i Josef Feranec) należało do organizacji Pacem in terris, co wywołały ostry sprzeciw społeczeństwa i części kleru. Innym kompromisem Watykanu wobec komunistów było nakłanianie czechosłowackich władz kościelnych do likwidacji struktur Kościoła podziemnego, za co władze komunistyczne „zobowiązały” się do ograniczenia represji wobec księży. W ten sposób musiał na specjalne polecenie papieża zaprzestać nielegalnej posługi kapłańskiej „podziemny” biskup (a w „cywilu” m.in. mechanik naprawiający windy) Jan Chryzostom Korec. Niewątpliwie pod wpływem Ostpolitik Pawła VI, prymas Czech, František Tomášek, skrytykował tych katolików, którzy zaangażowali się w ruch Karty 77.

Lata osiemdziesiąte dla Kościoła w Czechosłowacji wspomniany badacz George Weigel opisuje, nawiązując do swojej metafory, jako powstawanie feniksa z popiołów. Jako przyczynę tego odrodzenia prestiżu i mocy oddziaływania na wiernych i na władzę, amerykański badacz podaje zmianę polityki Watykanu wobec Czechosłowacji za czasu pontyfikatu Jana Pawła II oraz przemianę postawy kardynała Františka Tomáška.

Nowy papież wzywający do odwagi, do obrony praw człowieka stał się oparciem dla walczącej części Kościoła w Czechosłowacji. Uczestnik ruchu Karta 77 i jeden z czołowych opozycjonistów – ks. Václav Malý zauważył:

„Widzieliśmy papieża w inny sposób, niż zdawali się go postrzegać niektórzy ludzie na Zachodzie. Od samego początku zorientowaliśmy się, że mamy w Rzymie kogoś, kto jest wzorem głębokiej wiary, zna komunistów, nie jest naiwny i broni nas. Papież odegrał niezwykłą rolę [w przygotowaniu rewolucji – przyp. George Weigel]”[7].

Doniosły wpływ na odrodzenie moralne Kościoła miała pielgrzymka papieska do Polski w 1979 r.

Kardynał F. Tomášek, który bojąc się rozłamu w Kościele i nie będąc pewnym poparcia wśród własnego duchowieństwa zachował neutralność wobec sytuacji politycznej w kraju, ściśle wypełniając założenia polityki Watykanu wobec Czechosłowacji za pontyfikatu papieża Pawła VI, za co był krytykowany przez radykalną część duchowieństwa. Postawa nowego papieża wpłynęła na zmianę poglądów, ale i też postawy moralnej kardynała. Starzejący się przywódca Kościoła w Czechosłowacji z wiekiem zajmował coraz bardziej nieprzejednaną pozycje wobec reżimu, aby w końcu stać się, obok V. Havla i A. Dubčeka jednym z głównych bohaterów „Rewolucji Aksamitnej”.

14 kwietnia 1985 około 1100 kapłanów zebrało się w świątyni w Velehradzie, aby wysłuchać odczytanego przez kardynała Tomáška listu, który do nich skierował Jan Paweł II. Papież zachęcał kapłanów, aby „w duchu św. Metodego szli nadal nieustraszenie ścieżką ewangelizacji i dawali świadectwo, nawet gdyby obecna sytuacja czyniła to zadanie uciążliwym, trudnym i pełnym goryczy”[8]. Aluzja do sytuacji politycznej była oczywista, podniesiony na duchu Kościół posiadający poparcie w Watykanie śmielej podniósł głowę. Msza w Velehradzie była uwerturą dla wydarzeń, które rozegrały się kilkadziesiąt dni później: w lipcu zebrało się na Velehradzie około 150 000 pielgrzymów, aby uczcić 1100 rocznice śmierci św. Metodego. Już sama liczba zgromadzonych w jednym miejscu ludzi mogła napawać ich nową, nieznaną dotąd siłą. Komuniści chcieli spróbować propagandowo wygrać te wydarzenia i przedstawić je jako manifestację pokojową, ale rozżaleni ludzie zaczęli wznosić hasła szokujące ówczesne władze: „my chcemy mszy, my chcemy papieża”. Po raz pierwszy od czasów „Praskiej Wiosny” udało zgromadzić się tyle ludzi w jednym miejscu bez pomocy przymusu i przez siły nie związane z KPCz. Były opozycjonista, Pawel Bratinka, sądzi, iż Velehrad był jednym z decydujących momentów, w których pewność siebie reżimu Husáka zaczęła się załamywać[9].

W latach 1988-1989 nikomu nieznany rolnik z Morawy, Pavel Navrátil, stał się jedną z czołowych postaci w Czechosłowacji – jego cicha walka z systemem, początkowo w obronie zniszczonego krzyża na jego polu, potem o przestrzeganie swobód religijnych, stała się walką całej Czechosłowacji w obronie religii i swobód obywatelskich. Jego petycja do władz obiegła cały kraj i została podpisana przez 600 000 osób. Niemała rolę odegrała postawa kardynała Tomáška, który wezwał wiernych do podpisania petycji Navrátila, gdyż: tchórzostwo i strach nie przystoją prawdziwemu chrześcijaninowi”[10]. Żadnej opozycyjnej petycji, nawet tym najbardziej znanym i głośnym nie udało się zebrać tak zawrotnej ilości podpisów, która świadczy o ogromnym potencjale politycznym, jaki drzemał w Kościele.

25 III 1988 odbyła się pokojowa demonstracja katolików nazwana „Bratysławskim Wielkim Piątkiem”. Jej organizatorem, który jak wielu katolickich działaczy na Słowacji nie mógł w niej uczestniczyć z powodu interwencji StB, był historyk František Mikolaško. Jego celem była demonstracja na bratysławskim placu Hvĕzdoslavovo przed słowackim Teatrem Narodowym, która miała na celu na celu wystosowanie do władz petycji w sprawie wolności religijnych i powoływania nowych biskupów. Odpowiedzią władz było brutalne rozpędzenie około 15 000 osób, pobicie zagranicznych ekip telewizyjnych. Reakcja władz ukazała ich ideologiczną klęskę i brak innych argumentów poza siłą. Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że „Bratysławski Wielki Piątek” nie był słowackim, katolickim preludium przed praskim, studenckim 17 listopada.


[1] Dla klarowności wykładu nie będę zajmował się rolą innych wyznań w procesie demokratyzacji i upadku komunizmu w Czechosłowacji.

[2] Boryszewski, P.: Kościół, którego nie było. Tajna działalność religijna w Czechosłowacji w latach 1949 – 1989, Warszawa, Wydawnictwo IFiS PAN 2002, s. 22–36, Rosenberg, T.: Kraje, w których straszy. Europa Środkowa w obliczu upiorów komunzmu, Poznań 1997.

[3] Ibidem, s. 224.

[4] Ibidem, s. 223.

[5] Więcej na temat sytuacji Kościoła katolickiego pod rządami komunistycznymi – Mackiewicz, J.: Watykan w cieniu czerwonej gwiazdy, Warszawa 1991.

[6] Ibidem, s. 226.

[7] Ibidem, s. 230.

[8] Ibidem, s. 229.

[9] Ibidem, s. 235.

[10] Ibidem, s. 137.

5/5 - (2 votes)